Roman Osadnik – manager kultury, absolwent kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim, Podyplomowych Studiów Menedżerów Kultury w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Od wielu lat pracuje w instytucjach kultury na stanowiskach specjalistycznych i kierowniczych, m.in. w Operze Śląskiej w Bytomiu, w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Od września 2005 r. do lipca 2011 r. był dyrektorem Teatru Polonia w Warszawie (w latach 2010-2011 także Och-Teatru w Warszawie). W 2010 roku otrzymał Złoty Laur Umiejętności i Kompetencji za zaangażowanie w budowę prywatnej sceny. Od 2011 roku dyrektor warszawskiego Teatru STUDIO.

Gdy w 2011 r. obejmowałem dyrekcję Teatru Studio, zastanawiałem się w jaki sposób urozmaicić jego ofertę artystyczną. Biorąc pod uwagę historię naszego teatru, a w szczególności jego muzyczne tradycje (to tu przez lata swoją siedzibę miała znakomita orkiestra Sinfonia Varsovia), pomyślałem, że dobrym tropem będzie nawiązanie do tamtego okresu. Pierwszą moją myślą było, aby Studio stało się miejscem transmisji z nowojorskiej Metropolitan Opera. Spektakularne inscenizacje, gwiazdorskie obsady, wspaniali muzycy, tej jednej z najważniejszych scen operowych na świecie, nie mogli być podziwiani w Warszawie, gdyż pomimo, że MET transmituje swoje spektakle na cały świat już od 2006 roku, to w Warszawie można było je oglądać tylko przez krótki czas w kinie Muranów. Podczas realizacji tego planu okazało się, że to, co wydawało mi się najtrudniejsze, było zaledwie łatwym początkiem. Uzyskanie zgody Metropolitan i podpisanie umów licencyjnych zajęło nam zaledwie kilka tygodni. Formalnie mogliśmy się już cieszyć, że Studio będzie jedynym miejscem w Warszawie, a drugim w Polsce, gdzie melomani będą mogli uczestniczyć na żywo w nowojorskich spektaklach. Niestety, przestarzała infrastruktura teatru szczególnie w dziale multimediów i sprzętu akustycznego sprawiała, że nawet granie własnych w tym tych mniej skomplikowanych spektakli teatralnych stawało się momentami wręcz niemożliwe. Nie było więc mowy o transmisjach w tamtejszych realiach technicznych, tym bardziej, że wymagania MET były nienegocjowalne. Wszystkie transmisje musiały odbywać się w najwyższej jakości obrazu i dźwięku. Sytuacja ta stała się bodźcem do tego, by pomimo braku środków finansów zainwestować w nowoczesny sprzęt techniczny, który miał podnieść standard realizacji teatru Studio, a przy okazji umożliwić pokazy z MET. Za zgodą Organizatora teatr został wyposażony w odpowiedni sprzęt za sprawą opcji leasingu. Modernizacja teatru zajęła kilka kolejnych miesięcy. Okres ten postanowiłem wykorzystać na namówienie wybitnej prawniczki i jednocześnie znawczyni opery, prof. Ewy Łętowskiej do zostania „gospodynią“ wieczorów w Studio podczas transmisji. Po kilku rozmowach telefonicznych i osobistych spotkaniach profesor Łętowska przyjęła nasze zaproszenie i począwszy od pierwszej transmisji w Studio, przez kilka sezonów wprowadzała warszawskich widzów w świat opery specjalnie przygotowanymi na tę okazję wykładami-wprowadzeniami, które spotykały się z entuzjastycznymi reakcjami melomanów. W kolejnych sezonach, na prośbę prof. Łętowskiej, wprowadzenia były prezentowane przez innych znawców lub miłośników opery. (m. in. Małgorzatę Walewską, Waldemara Dąbrowskiego, prof. Antoniego Wita i innych profesjonalistów świata kultury i nauki). Transmisje z MET dzięki łączom satelitarnym odbywają się niemal w czasie rzeczywistym. Sygnał do Europy dociera zaledwie z kilku minutowym opóźnieniem, a spektakle mimo różnych stref czasowych możemy oglądać w sobotnie wieczory, co jest możliwe za sprawą wczesnopopudniowych spektakli w Nowym Jorku – tych które są transmitowane do 70 krajów na całym świecie. Nie da się jednak uniknąć niespodzianek i nieprzewidzianych zdarzeń. Nie zapomnę jednej z inaugurujących kolejny sezon transmisji, gdy dziękowałem ze sceny Ministerstwu Kultury za wsparcie finansowe kolejnej modernizacji teatru (m.in. wysokiej jakości projektor i nowe fotele na widowni), co po raz wtóry miało poprawić standard odbioru spektakli. Dosłownie kilka minut po rozpoczęciu transmisji zaniknął dźwięk, a kilka chwil później także obraz. Nie wiedzieliśmy, co się stało. Technicy nerwowo sprawdzali sprzęt i łącza, na widowni zapanowała dezorientacja i słychać było komentarze zaniepokojonych widzów. Skontaktowaliśmy się z innymi ośrodkami w Polsce, które dołączyły do miejsc, w których transmituje się spektakle, i okazało się, że u nich również nie ma obrazu ani dźwięku. Po kilku naprawdę długich minutach wszystko wróciło do normy, a ja odetchnąłem, że z nowym sprzętem wszystko w porządku, a odpowiedzialnym za zakłócenia był tajfun szalejący nad oceanem. Na szczęście takie zdarzenia są sporadyczne i w większości przypadków odbiór spektakli przebiega rzeczywiście w najwyższej jakości. Z biegiem lat transmisje w Studio, pomimo że w Warszawie pojawiły się nowe miejsca transmitujące przedstawienia z MET, są wyjątkowo oczekiwane przez melomanów. Zazwyczaj pierwszy dzień otwarcia sprzedaży karnetów jest jednocześnie ostatnim. W kolejnych dniach można liczyć jedynie na pojedyncze miejsca na niektóre spektakle lub zwroty. Bardzo cieszy mnie ta popularność tego cyklu w Warszawie i jestem dumny, że Studio jest jednym z członków wielkiej rodziny Metropolitan Opera na całym świecie.

Równolegle z pomysłem transmisji zainicjowaliśmy projekt „Plac Defilad”, którego celem było „odczarowanie” płyty głównej usytuowanej u stóp Pałacu Kultury i Nauki oraz Teatrami Studio i Dramatycznym. Przestrzeń ta kojarzyła się z betonowymi płytami i z hulającym wiatrem niezależnie od pory roku. Wraz z miastem st. Warszawy postanowiliśmy przywrócić to miejsce warszawiakom i turystom. Jego ożywieniu miały służyć liczne działania artystyczne i społeczne, a także aranżacja w postaci ogrodu. Projekt realizowany jest już od kilku lat i doczekał się naśladowców zarówno na innych placach miejskich w Warszawie, jak i innych miastach Polski. Podczas letnich sezonów na Placu Defilad nie zabrakło także wydarzeń muzycznych. Swoje cykle miał tu znakomity muzyk Marcin Masecki, Warszawska Opera Kameralna, a także orkiestra Sinfonia Varsovia. Dwa lata temu przeczytałem gdzieś, że planowana premiera „Madamy Butterfly” w Teatrze Wielkim w Poznaniu z udziałem Aleksandry Kurzak jednak się nie odbędzie. Informacja ta stała się impulsem do realizacji najbardziej szalonego pomysłu w moim życiu: a może tak zaprezentować tę operę w plenerze przed Pałacem Kultury i Nauki? Skontaktowałem się z agencją reprezentującą tę wybitną śpiewaczkę i wysłałem propozycję takiej produkcji. Ku mojej radości i wielkiemu zaskoczeniu odpowiedź nadeszła już następnego dnia. Jest akceptacja pomysłu! Ale to nie był koniec niespodzianek, gdyż odpowiedź zawierała też propozycję udziału w spektaklu Roberto Alagny, prywatnie męża śpiewaczki. Machina ruszyła w ruch w ciągu kilku dni otrzymaliśmy dalsze potwierdzenia od orkiestry Sinfonia Varsovia, Chóry Filharmonii Narodowej, Andrzeja Dobbera… to było jak sen, choć im więcej otrzymywaliśmy potwierdzeń tym więszksa obawa, stres i poczucie odpowiedzialności narastało we mnie. Takiej megaprodukcji nigdy nie realizowaliśmy. Nie mieliśmy doświadczenia na tak dużą skalę. Po chwili zwątpienia zabraliśmy się jednak za przygotowania: scena dla 5000 widzów, scena dla blisko 200 artystów, patronaty, sponsorzy, zezwolenia, a właściwie dziesiątki zezwoleń. Przygotowania do prezentacji „Madamy Butterfly” trwały 10 miesięcy. Zadbaliśmy o wszystko, na co mieliśmy wpływ. Największą jednak niewiadomą była pogoda. Na szczęście noc z 14 na15 czerwca 2019 roku była chyba najcieplejszą, bezdeszczową nocą w historii Warszawy. Termometry wskazywały blisko 30 stopni nawet o 24:00 w nocy. To była zaczarowana noc. Widzowie dopisali, artyści byli we wspaniałej formie, a spektakl wyreżyserowany przez Natalię Korczakowską (dyrektorkę artystyczną Studio) wzbudzał zachwyt. Był to też debiut Aleksandry Kurzak w roli Cio Cio San i po raz pierwszy Roberto Alagna i Aleksandra Kurzak wystąpili wspólnie w dziele operowym w Polsce. I mimo głosów nielicznych malkontentów, że „na mikroportach”, że „hałas miasta”, że „za gorąco”, to publiczność nagrodziła spektakl wielominutową owacją na stojąco. To był wspólny sukces wielu instytucji działających w mieście, które po raz pierwszy współpracowały ze sobą na taką skalę. Potencjał tego wydarzenia doceniły także władze miasta, które zapowiedziały, że w kolejnym roku olbrzymia scena i widownia zagoszczą na Placu Defilad na dłużej i dla większej liczby wydarzeń. Deklaracja ta bardzo nas ucieszyła i rozpoczęliśmy przygotowania do inscenizacji kolejnej opery na Placu Defilad. W tym roku miała się odbyć „Tosca“ Giacomo Pucciniego z udziałem również gwiazd światowego formatu na czele z Kristine Opolais, Jonathanem Tetelmanem i Ambrogio Maestrim. Niestety, wybuch pandemii przekreślił te plany. Mam nadzieję, że nieostatecznie, a tylko na jakiś czas, i że ponownie będziemy mogli wrócić do pomysłu opery na Placu Defilad.

Zmień rozmiar czcionki