Karol Kozłowski – tenor; wykonuje muzykę barokową z najlepszymi zespołami Polski i Europy; występuje w teatrze operowym; śpiewa również działa współczesne, nierzadko napisane specjalnie dla niego.

Dla wydawnictwa DUX artysta zarejestrował kilka albumów z liryką wokalną (kilkakrotnie nominowanych do nagrody Fryderyk) m.in. Pieśni I.J. Paderewskiego a także dwa Schubertowskie cykle: Die schöne Müllerin  i Winterreise.s

 

 

Diagnoza: tenor

W zamierzchłych początkach mojej wokalnej edukacji ktoś zażartował, że tenor to wcale nie typ głosu ale diagnoza. Ten lakoniczny dowcip wydał mi się wówczas przaśny i „grubo ciosany”. Okazało się później, że dowcipów o tenorach jest multum, również takich niecenzuralnych. Czy istotnie tenor jest jakimś zjawiskiem szczególnym? Czy rzeczywiście istnieje jakieś uzasadnienie dla niezliczonej ilości kpiarskich żarcików o tenorach, jak choćby ten rysunkowy obrazowo ukazujący  wnętrze głowy śpiewaka (w której niestety dzieje się niewiele i która jest jedynie pudłem rezonansowym przez które przebiega cienka nić spajająca parę uszu)? I w końcu: czy tenor jest może jakimś stanem chorobowym, co sugerowałoby użycie określenia: diagnoza? Tenor nie chodzi – tenor kroczy! Tenor nigdy nie mówi normalnie – tenor zawsze mówi w tzw. pozycji śpiewaczej czyli w lekkim ziewnięciu, z uniesionym miękkim podniebieniem. Takich klisz w historiach o tenorach jest sporo. Mam nadzieję w swojej krótkiej impresji na temat tego zjawiska zbyt mocno nie podciąć gałęzi, na której jednakowoż siedzę. Myślę, że może pomocne będzie tutaj rozróżnienie między byciem tenorem a śpiewaniem głosem tenorowym. Osobiście żywię głęboką nadzieję, ze bliżej mi do tego drugiego, co nie oznacza, że nie posiadam pewnych cech „zjawiska” prężącego się złowieszczo w tytule naszego wywodu.

    Głos tenorowy to najwyższy głos męski osiągalny rejestrem piersiowym. Niżej plasują się baryton i bas. Nieco inną kategorią jest kontratenor operujący techniką falsetową. Głosów tenorowych, ale także prawdziwych basów, jest w populacji zwykle najmniej. Można powiedzieć, że w jakimś sensie tenor jest rzadkością. Tu, nadmieniwszy, że tenory ze wszystkich męskich głosów śpiewają najwyżej, rozprawmy się z kolejnym anegdotycznym powiedzeniem: tenor żyje dla swojej górnej tercji, czyli ujmując rzecz w uproszczeniu, dla kilku najwyższych dźwięków, które ma do zaśpiewania.

Od czasów studiów wszyscy tenorzy w moim otoczeniu w każdym możliwym miejscu: sali prób, ćwiczeniówce a także w pokoju hotelowym, łazience czy toalecie „piłowali” czyli szlifowali w nieskończoność wysokie dźwięki, chcąc później zabłysnąć przed publicznością. Przyznam, że ten element popisowy i swoista hegemonia wysokich tonów niejednokrotnie budziły mój wewnętrzny sceptycyzm jako słuchacza. Często miałem wrażenie, że wszystko „po drodze” w utworze muzycznym jest podporządkowane finałowym „górom” i przez to traktowane z wyraźnie mniejszym zaangażowaniem i jakby beznamiętnie. Dostrzegam również pewną analogię między tenorami a skrajnym himalaizmem. Zdaje się, że to o Jerzym Kukuczce któryś z kolegów wspinaczy miał powiedzieć, że „Jerzy miał tę górę w oczach”, co miało oznaczać, że priorytetem dla himalaisty było zdobycie szczytu. Wszystko inne: jakieś widoki po drodze czy zmieniający się górski pejzaż było absolutnie drugorzędne. Zawsze uważałem, że w śpiewie wysokie tony wykastrowane z kontekstu zaczynają być miałkie, niewiele mówiące, wręcz chybione. Zawsze z równą uwagą przyglądałem się tzw. „mięsu” utworu, czyli temu wszystkiemu, co przydarza się w muzyce niejako w międzyczasie, albo mówiąc inaczej wszystkiemu temu co do górnego tonu prowadzi. W tym kontekście wysokie „b” czy „h” wydają się jedynie, efektownym ale, elementem – wisienką! Mnie zawsze interesował smak całego tortu. Być może jest w tym też jakaś zasługa, bo raczej nie wina, „nas” czyli publiczności, która często przychodzi do opery dla konkretnego śpiewaka i oczekuje głównie wokalnej ekwilibrystyki. Nie ma w tym naturalnie nic złego. Wydaje mi się, że jest po prostu miło, poza ilością godzin spędzonych na  wprawkach czy wokalizach wypisanych na twarzy tenora, zobaczyć na tejże twarzy chociażby ilość przeczytanych książek.

   Tenor to Nessun dorma! Co to za tenor, który w repertuarze nie ma partii Manrica z Verdiowskiego „Trubadura”, Kalafa z opery Pucciniego „Turandot” albo chociażby utworu „Brunetki, blondynki”! Z przyjemnością potwierdzam, że jest mnóstwo pięknego i wyrafinowanego repertuaru od baroku po współczesność, który daje ogromną ilość satysfakcji zarówno wykonawcy, jak i słuchającym, który można śpiewać „pełnym głosem” bez kompleksów względem dziewiętnastowiecznego kanonu muzyki operowej. Wielu tenorów krąży po teatrach operowych świata, wykonując naprzemiennie kilka swoich koronnych partii np. rossiniowskich, ale według mnie przypomina to trochę jedzenie codziennie na śniadanie homara z kieliszkiem białego wina. Wiadomo, że każda monodieta może w końcu stać się przekleństwem, a czy nie ma rzeczy gorszej dla artysty niż rutyna?

Skoro pozostajemy w kręgu kulinarnych porównań to na sam koniec parę słów o posiłku tenora. Tenor jada obficie, zwłaszcza po spektaklu. Wykonywanie repertuaru operowego pochłania sporo energii. Niestety regularne kolacje tuż przed północą po jakimś czasie mogą upodobnić wielu z nas (oczywiście nie wszystkich) do szafy gdańskiej. Moja rada: jedzmy mądrze, lekko i regularnie! Postuluję, by tenorzy ostatni (zdrowy!) posiłek spożywali np. w pierwszej przerwie spektaklu czy koncertu czyli około godziny 20.30. Najlepiej taki prosty posiłek przygotować samodzielnie w dniu spektaklu i mieć wieczorem ze sobą. Niech to będą: słodkie ziemniaki na parze lub kasza gryczana niepalona, ewentualnie wspaniała i odżywcza kasza orkiszowa z odrobiną jakiegoś wysokiej jakości oleju tłoczonego na zimno (lniany lub z ostropestu). Do tego pierś ekologicznego kurczaka lub indyka saute lub z odrobiną majeranku przygotowana również na parze.  Gorąco polecam pogryzanie sałaty rzymskiej w ciągu dnia. Może niekoniecznie wieczorem w trakcie spektaklu, gdyż, pamiętajmy, prawdziwy tenor podczas śpiewania raczej unika surowizny. Zachęcam też do różnych form aktywności fizycznej niekoniecznie tych szalenie intensywnych, ale takich jak: pływanie, joga vinyasa, jazda rowerem czy slow jogging. Panowie tenorzy, nie obawiajcie się, że odrobina ozonowanej wody albo zimnego powietrza unieruchomi na zawsze wasze gardła. Ruch na świeżym powietrzu w sposób długofalowy nas wzmacnia i uodparnia! Na koniec, w formie puenty tego mojego droczenia się z tematem zawartym w tytule wywodu, chciałbym powołać do życia idylliczny obraz tenora, który wieczorem po spektaklu w wybornym towarzystwie, niekoniecznie wyłącznie muzyków, zamiast pałaszować sutą kolację sączy sobie radośnie filiżankę naparu z werbeny albo melisy.

 

 

Zmień rozmiar czcionki